
|
„Strzeżcie się chłopców z małych miasteczek, oni mają wielkie marzenia”. Ten cytat dodaje siły Maciejowi Chojnackiemu – kiedyś mieszkającemu w Dzierzgoniu, dziś docenianemu scenografowi z „wielkiego świata”.
Urodziłeś się…
24.02.1977 w Malborku.
Już wtedy byłeś artystą?
Nie, raczej nie, ale od zawsze rysowanie i malowanie było moją pasją. Z opowieści rodziców wiem, że kiedy wracałem z przedszkola, to nawet nie zdążałem rozebrać się z kurtki czy czapki, a już w pokoju, gdzieś w kącie rysowałem. Po niedługim czasie, na szafie zbierała się sterta rysunków, potem były już wszędzie – w tapczanie, pod szafą, za szafą, na półkach…
W dzieciństwie marzyłeś, że w przyszłości zostaniesz…
Nie pamiętam, dziecinne marzenia dość szybko się zmieniają. Raz był to strażak ( a może to było marzenie mojego brata), pamiętam, że zawsze fascynował mnie cyrk i jego magia, ale z tego, to pozostała tylko przyjemność oglądania. I fascynacja magią (hehe:-)
A jak było ze szkołą? Gdzie się uczyłeś? Jakim byłeś uczniem?
Szkół było kilka - od piątej klasy uczęszczałem do „jedynki” w Dzierzgoniu i tu ją skończyłem, potem liceum w Malborku i studia w Gdańsku na ASP, na Wydziale Malarstwa i Grafiki ze specjalizacją scenograficzną. Wtedy wyjechałem na stypendia w Israelu, w Jerozolimie, potem do Szwajcarii. Z nauką nie było nigdy większych problemów. Nie to, że byłem prymusem czy kujonem - jakoś mi to przychodziło z łatwością, choć przedmioty ścisłe jak fizyka, to już był dla mnie dramat (hehe:-). W liceum jedno, czego byłem pewny, to to, że zostanę weterynarzem, dlatego obrałem kierunek biol-chem. Jednak szybko ta pewność prysła i powróciłem do pasji z dzieciństwa - malowania.
Jakieś młodzieńcze miłości np. ze szkolnej ławki, przyjaźnie?
Hmmmmmm….miłości żadne nie przetrwały, za to przyjaźni i owszem, i to wieloletnie. Mam jeszcze przyjaciół, aż z pierwszej klasy szkoły podstawowej, kilka osób z liceum i stały kontakt z rokiem ze studiów- choć to łatwe, bo na roku było nas tylko 9 osób.
Jak to zrobiłeś, że jesteś tym, kim jesteś? Masz jakąś receptę na sukces?
Na piątym roku studiów zacząłem pracować jako asystent scenografa w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Z tym teatrem związałem się na sześć lat i tu debiutowałem jako scenograf w sztuce w reż. Feliksa Falka „Ulica Gagarina”. Potem przyszły kolejne tytuły w Gdańsku. Zostałem także zaproszony do pracy w teatrze w Jeleniej Górze, gdzie pracowałem przy dwóch projektach, m.in. „Romeo i Julia”- nagroda Srebrnego Yoricka na Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku. Kolejne lata przyniosły kolejne produkcje i teatry, i kolejnych reżyserów – teraz pracuje na stałe z trójką reżyserów- od Łodzi, poprzez Opole, Warszawę, Gdańsk, Wrocław. Ta praca przyniosła już parę prestiżowych nagród za moje scenografie i kostiumy na festiwalach teatralnych. Obecnie na stałe mieszkam w Warszawie, gdzie też pracuję - Teatr Narodowy „Daily Soup”, Teatr Powszechny „Gruba Świnia”, „Językami mówić będą”.
Na tzw. sukces raczej nie ma recepty. Może to praca i konsekwencja działania, może to po prostu ”odpowiedni czas i miejsce”, ale zawsze wierzę w to, że sukces może osiągnąć każdy, i w każdej dziedzinie, byleby tylko uparcie dążył do obranego celu. Usłyszałem kiedyś w teatrze ładny cytat…” strzeżcie się chłopców z małych miasteczek, oni mają wielkie marzenia”. To dodaje siły.
Co jest Twoją największą dumą?
Ciężko powiedzieć. Staram się robić wszystko, w ten sposób, by być z tego zawsze dumnym.
Ale myślę, że ludzie, którymi się otaczam i których uważam za przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć, i im ufać.
Jak Ci się żyje w przysłowiowym „wielkim świecie”?
Uwielbiam to. W sumie żyje się tak samo jak w małym, ale w zupełnie innym tempie i z innymi odległościami (hehe). Po za tym dostępność do wszystkiego i ilość atrakcji, które dostarcza „wielkie miasto”, jest znacznie większa oczywiście.
A co z życiem prywatnym, jak spędzasz wolny czas?
Pracuję w teatrze, a wolny czas bardzo często spędzam też w teatrze. Zawsze staram się być na bieżąco z nowymi sztukami, choć niestety oglądam je już jako scenograf, czyli - jak to jest zrobione? Kino - przynajmniej dwa razy w miesiącu, a poza tym spotkania ze znajomymi, spacery, zaległe zakupy i obowiązki. Kiedy przychodzi lato, każdą wolną chwilę spędzam pod wodą. Nurkowanie to moja pasja i jak tylko to możliwe z duża lubością zanurzam się na 30 metrów.
Jak jest z tęsknotą za Dzierzgoniem, chętnie tu wracasz?
Niestety rzadko bywam w domu, ale zawsze z duża przyjemnością – tu są moi rodzice, czyli mój dom. Na dobrą sprawę jesteśmy ze sobą w ciągłym kontakcie, więc dom zabieram zawsze ze sobą, gdziekolwiek bym jechał.
Rozmawiała Anna Procyk
49027 raz(y) oglądano.